Dzisiaj już czwartek, a ja jestem wciąż zawieszona między poprzednią sobotą i niedzielą. Cały weekend, wraz z piątkiem spędziłam w Poznaniu, na Pyrkonie - największym konwencie fantastyki w Polsce. Jedną z czołowych atrakcji tej imprezy jest coroczny konkurs zwany “Maskaradą”, dedykowany wszystkim tym, którzy tworzą kreacje swoich wybranych bohaterów z książek, filmów i innych dzieł kultury. Wykonane na tę imprezę kostiumy zwane są cosplayami, a ich twórcy - cosplayerami. Miałam bardzo dużo szczęścia, ponieważ w konwentowym ferworze udało mi się dorwać bardzo zabieganą i zajętą główną organizatorkę tego konkursu - Zofię “Zulę” Skowrońską. Namówiłam ją na krótką rozmowę o tym, jak cosplay wdarł się do jej życia i nie chce jej opuścić, oraz o tym, co to właściwie jest, i jaka jest historia tego zjawiska artystycznego w Polsce i na świecie. Zacznijmy od definicji. Gdybyś miała prostymi słowami określić, czym jest cosplay, to co byś powiedziała? Zula: Cosplayem jest kostium, który posiada wzór graficzny. Może nim być ilustracja, screen z filmu, z serialu lub jakakolwiek inna forma graficzna przedstawiająca daną postać. Zaś cosplayerami nazywamy ludzi, którzy przebierają się w kostiumy odwzorowane 1:1, inspirowane bohaterami istniejącymi już w popkulturze albo poza nią, ale w każdym razie wymyślonymi przez kogoś innego. To nie jest tylko kostium, ale również ta część “play” - costume playing. Chodzi o to, żeby odegrać tego bohatera, imitować jego ruchy, chód, sposób mówienia, powiedzonka oraz mimikę. Cosplayerzy mają za zadanie sprawić wrażenie przeobrażenia się w daną postać, tak byśmy wszyscy dookoła poczuli, że to właśnie ją mamy przed sobą. Jakie są korzenie cosplayu? Skąd on się wziął? Zula: Pierwsze cosplaye powstały wbrew temu, co się obiegowo sądzi - nie w Japonii, a w Ameryce - podczas First World Science Convention, zwanego dzisiaj Worldconem. Pewnego razu dwójka ludzi - Myrtle Jones i Forrest J. Ackerman stwierdzili - “dobra, ok - przebierzemy się za postaci z “Things to come”; chodziło o bohaterów z naprawdę starego filmu science-fiction. To była całkowita nowość. Wtedy nikt się nie przebierał, a konwenty przypominały raczej konferencje. W związku z tym, gdy nagle ta dwójka zaczęła paradować w tych strojach po Nowym Jorku, po to by zjawić się w nich na jednej z takich imprez, mówiąc przy okazji w Esperanto, bo to brzmiało jak najbardziej zagranicznie, i tak z kosmosu, wszyscy oniemieli, robili zdjęcia i zachwycali się tym zjawiskiem. Na następnym konwencie takich osób pojawiło się więcej i więcej. Moda na naśladowanie bohaterów rozpoczęła się na dobre, chociaż wtedy nie istniało jeszcze pojęcie cosplay. Ludzie po prostu zaczęli się przebierać i bardzo szybko skojarzyli to zjawisko z maskaradą. Zaczęły powstawać bale kostiumowe na konwentach wraz z konkursami, które w późniejszym czasie wyparły taneczne imprezy. Kto w takim razie wymyślił samo słowo cosplay? Zula: Jeden z takich amerykańskich konkursów w latach ‘80 odwiedził dziennikarz z Japonii - Takahashi. Próbował całe zjawisko zreferować w japońskim magazynie i szukał, jak to Japończyk, jakiegoś precyzyjnego określenia, które oddałoby w pełni, to co zobaczył. Wtedy połączył dwa słowa costume i playing, które zostały sprowadzone do cosplay. Zatem pojęcie pochodzi z Japonii, ale całość tej działalności artystycznej ma swoje korzenie w Ameryce. Zaś do Polski trafiło już dużo, dużo później. Nasz konkurs “Maskarada” dzisiaj jest ewidentnie dziedzicem tamtych wydarzeń. Jak to się stało, że jako pierwsza zajęłaś się cosplayem w Polsce? Zula: Moja przygoda z robieniem kostiumów zaczęła się od larpów, czyli pewnej odmiany gier fabularnych, które mają w sobie bardzo wiele z teatru. Odpowiedni strój jest tam często nieodzowny i każdy uczestnik takiej zabawy musi się o niego zatroszczyć. Pewnego razu na jednym z takich larpowych wyjazdów wspólnie z koleżanką spontanicznie poruszyłyśmy temat cosplayu i tak idąc od słowa do słowa założyłyśmy się o to, że weźmiemy udział w europejskim konkursie zwanym Eurocosplayem. Skoro jego finał jest w Londynie, to czy nie fajnie byłoby go wspólnie zwiedzić? Warto było spróbować, zwłaszcza że nagrodą główną był wyjazd do Japonii. I tak znienacka zdecydowałaś się wziąć udział? Zula: To były inne czasy, wtedy tego typu stroje nie stały na tak wysokim poziomie jak teraz, więc dużo łatwiej było mi się na to zdecydować. To był jeden z tych zakładów, które absolutnie nie mają sensu, ale potem człowiek je realizuje, w sumie na przekór sobie. Nie miałam wtedy zielonego pojęcia, z czym się “je” cosplay, ale szybko dokształciłam się z internetu i zrobiłam własny, pierwszy kostium tego typu. Bohaterem była postać z gry komputerowej Bioshock, a jej strój wykonałam na różnego rodzaju wykrojach i narzędziach medycznych. Jakie były dalsze losy twojej przygody z Eurocosplayem? Zula: Okazało się, że rzeczywiście jadę do tego Londynu, bo głupi ma trochę szczęście, a trochę też zwyczajnie udaje mu się. Jury polubiło moją pracę. Koleżanka niestety odpadła z zakładu i nawet nie wzięła udziału, więc tylko ja byłam tą naiwną, która pojechała w świat. To była świetna okazja, żeby zobaczyć, jak taki konkurs jest organizowany. Kiedy wróciłam do Polski, moi znajomi ze Stowarzyszenia Wielosfer poinformowali mnie, że organizują wielki event fantasy we Wrocławiu o nazwie Fantasy Expo, a ja mam tam robić cosplay, bo się na tym znam. I tak w ciągu kilku miesięcy stałam się specjalistą od cosplayu, a przynajmniej uchodziłam za takiego wśród moich znajomych. Stworzyłam jeszcze kilka cosplayów, ale zdecydowanie uznałam, że wolę kostiumy larpowe. Takie, które mogę projektować z własnej wyobraźni, czyli coś co w “Maskaradzie” nazywamy Projektem Własnym. Skoro raczej tworzysz stroje, fascynujesz się najbardziej larpami, to dlaczego postanowiłaś organizować konkursy cosplayowe? Zula: Organizacją tego typu konkursów zajęłam się dlatego, że zawsze uwielbiałam pracować jako wolontariusz, później jako organizator przy konwentach. Bardzo długo pracowałam na przykład przy Pyrkonie, przy Polconach, przy wielu różnych fandomowych imprezach i jakoś tak zostało mi to we krwi. Od 2015 roku “Maskaradę” odziedziczyłam po innym organizatorze. Wcześniej bywałam na niej jurorką. Jest to zdecydowanie największy cykliczny event tego typu. Obok “Maskarady” prowadzimy również konkurs Show-Up podczas Warsaw Comic Conu dwa razy do roku, który również jest naszą flagową imprezą. W tym roku czekają nas jeszcze Kapitularz, Polcon, Cytadela i Twierdza. Na wszystkich tych konwentach również będzie obecny cosplay. Co powiesz o tegorocznej Maskaradzie? O tegorocznych zwycięzcach? Zula: To piękne, skomplikowane i bardzo różnorodne kostiumy, zgodne z ilustracjami referencyjnymi, co przy cosplayu jest bardzo ważne. Nie są to jednak zwykłe kopie; każda z tych kreacji ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Cosplayerzy to nie lalki, które noszą zrobione przez siebie ubranka. To są małe albo wręcz całkiem sporych rozmiarów dzieła sztuki, złożone z bardzo wielu różnorodnych technik, często bardzo dojrzałe wytwory rąk własnych. Artystami są fani fantastyki, chociaż w tym wypadku wszyscy o tym zapominamy, bo staje przed nami autentyczne dzieło i jego twórca. Magda “Kurumi” Orzechowska, zwyciężczyni tegorocznej nagrody Grand Prix, w swoim skomplikowanym kostiumie, zachowała bardzo dobre proporcje. W jej projekcie dzieje się wiele. postać na ilustracji jest wydłużona, dzięki temu jej autor mógł zmieścić na niej te wszystkie drobne elementy: załomy w zbroi, fakturowania, rogi i biżuterię, która je zdobi. Gdyby te proporcje nie zostały wzięte przez Kurumi pod uwagę, to otrzymalibyśmy karykaturę tej postaci. Stałaby przed nami niska i szeroka bohaterka pozbawiona tej niezwykłej elegancji i majestatu, na której wszystko pięknie się układa. W dodatku autorka połączyła bardzo różnorodne techniki, są tam i ledy, i termoplasty i wiele innych bardzo oryginalnych materiałów. Kiedy dotyka się tego stroju, to on bardzo odmiennie działa na zmysły. Jurorki, podczas ogłaszania wyników, wspomniały o zwycięzcy, który użył niecodziennych technik do stworzenia swojego stroju, i była nim Małgorzata “Margaret” Janikowska. Co takiego wyjątkowego kryje się w stroju przedstawiającym Senuę z gry komputerowej Hellblade? Zula: Małgorzata “Margaret” Janikowska doskonale połączyła techniki, które nie są oczywiste, nie są typowo cosplayerskimi metodami. Sama plotła dredy, sama sobie stworzyła lunulę, która jest przecieranym lusterkiem. Sama przygotowała elementy biżuteryjne, skórę. To są bardzo trudne, klasyczne techniki, które połączyła w precyzyjny sposób. Nie obawiała się makijażu, który na pierwowzorze wygląda na złuszczony i stary. Podjęła wyzwanie i sprawiła, że jej make-up nie był zwykłym niebieskim kolorem nałożonym na twarz, ale wyglądał jak etniczna farba, która częściowo się łuszczy, ale w kontrolowany sposób. Wszystko to dopełniła doskonała prezentacja oddająca klimat gry. Ona wie, kim jest ta postać. Wspaniale oddaje jej emocje. Z przyjemnością oglądałam zbliżenia na twarz, jej uczucia wymalowane na perfekcyjnym makijażu. W każdym momencie na scenie jest swoją bohaterką. Oczywiście ją udaje, ale robi to po mistrzowsku i idzie uwierzyć, że jest to ta postać, a nie osoba przebrana za nią. Kategoria o nazwie Projekt Własny wydaje się różnić od wspomnianych wcześniej nagród, jak sama powiedziałaś, chodzi przede wszystkim o podejście do wykonania takiego kostiumu. Jakie są w takim razie kryteria przyznawania tej nagrody? Jak wybrać najlepszy projekt? Zula: Monika "Ailish" Filipiak, zwycięzca tegorocznej kategorii Projekt Własny, ze swoim projektem “Ran Bioengineerd Dragon” była dla mnie osobiście czarnym koniem tego wyścigu, takie swego rodzaju zaskoczenie. Projekty własne są zawsze bardzo trudne do ocenienia, ponieważ jurorzy oglądają je na zapleczu, a głównie opierają swoją ocenę na tym, jak dany strój został zaprojektowany, dlaczego wygląda tak, a nie inaczej. Ta postać jest rzeczywiście kompletna, ma też różnorodne techniki, bardzo dopracowaną bryłę, także kiedy dotyka się tego stroju, to faktycznie czuć tę wielość materiałów. Ma inną fakturę na skrzydłach, inną na całości postaci, ładne, naprawdę ładne malowanie. No i też prezentacja. To jest nie tylko postać, która ładnie wygląda, ale też cała spójna historia tworzona wokół niej. To jest takie złoto naszych projektów własnych, jeżeli o to chodzi. Jak szybko zostać dobrym cosplayerem?
Zula: Jeżeli chcesz robić cosplay na poziomie konkursowym i profesjonalnym, wybierz ilustrację referencyjną.Twój strój powinien opierać się na jednym obrazku, dodatkowe ilustracje, to dodatkowa pomoc, ale ten jeden, jedyny obrazek jest twoją wybraną ilustracją, na podstawie której robisz wszystko. Po drugie przed rozpoczęciem prac zdecyduj, z czego wykonasz taki strój. Można wykonać go tanio, ale wymaga to czasu i umiejętności. Jeżeli nie masz czasu, musisz zainwestować więcej w materiały, które są droższe. Jak już zabierzesz się za strój, bądź dla siebie wyrozumiały i cierpliwy. Jeżeli jesteś zmęczony, zostaw go, idź spać, bo go zniszczysz. Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz, a nawet więcej. Następnie przygotuj się wcześniej na to, że będzie trzeba zrobić zdjęcia, żeby zgłosić się do konkursu. Te zdjęcia zrób na sobie i testuj swoje dzieło pod względem estetyki i poruszania się w nim. Zaprojektuj całość zanim zaczniesz cokolwiek wykonywać. A poza tym dobrze się baw i czasami spuść z tonu. A jeśli już się uprzesz, bo jesteś takim upartym osłem jak ja, kiedy startowałam na Eurocosplay, to przynajmniej pij wodę i śpij. I nie używaj nigdy ostrych ani gorących narzędzi, kiedy jesteś niewyspany. Zula, bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Dopinguję Ci gorąco przy kolejnych Twoich konkursowych realizacjach. Nigdy nie przestawaj tego robić. Świat Cię potrzebuje.
1 Komentarz
29/5/2018 10:17:51 pm
Wow, te kostiumy robią ogromne wrażenie. Gratulacje dla ich twórców.
Odpowiedz
Odpowiedz |
Archiwa
Październik 2018
Kategorie |