Jeśli masz ochotę ze mną pogadać, wspólnie porozmyślać albo zwyczajnie masz interes, to napisz do mnie: [email protected] Jeśli jednak nie jesteś aż tak zdeterminowany do kontaktów ze mną, a ciekawi cię, czyje teksty czytasz, to poniżej możesz poznać mnie bliżej. O tym, że nie lubię się na zdjęciach….
Jestem Anka i Ci, którzy mnie często widują, wiedzą, że wcale nie wyglądam, tak jak na zdjęciu po prawej. Aktualnie nie mam krótkich włosów, nie przebywam w Madrycie i nie mam już czarnych oprawek. Tak naprawdę nie lubię się fotografować, a długość i kolor włosów zmieniam tak często, że sama za sobą nie nadążam. Nie chciałam jednak pozostać zupełnie bez twarzy, więc postanowiłam zamieścić moje madryckie wspomnienie. Co kryję w sobie... Nie mam w sobie natury sportowca, i nie jestem też oazą spokoju. Kiedy nie praktykuję jogi, to głaszczę moje dwa koty, tańczę, czytam, oglądam i bardzo dużo przeżywam. W ogóle siedzi we mnie taki opasły ekstrawertyk, który musi zawsze wszystko wyrzucić z siebie i ciska tym wszystkim dookoła. O wielowymiarowości mojego istnienia... Poza tym lubię czuć, że żyję i zawsze mi się wydawało, że potrzebna mi jest do tego Warszawa, szybkie tempo, miejski pęd i mnóstwo, mnóstwo ludzi. Tymczasem jedna lekcja jogi pokazała mi zupełnie inny wymiar rzeczywistości i wpadłam. Wpadłam po uszy w te psy z głową w dół i z głową w górę. Co oczywiście nie oznacza, że odmówię dzikiej imprezy czy spontanicznego szaleństwa. Kiedyś mój szef stwierdził, że tacy ludzie jak ja lubią skakać w życie bez trzymanki i nie mógł tego lepiej ująć. No może dodałabym jeszcze, że czasem na główkę... A zawodowo... Jestem filologiem, który w zupełnie losowy sposób, wykręcając się przez całe życie od nauk ścisłych, wpadł do centrum inżynieryjnego, siedzi tam, w dziale kreatywnym już od 5 lat i wciąż drapie się po głowie z uniesioną ze zdziwienia brwią. O innych pasjach... W filmie kocham operatorkę, w literaturze fascynuję się rytmem i potokiem słów układającym się w historię, a w teatrze i grach fabularnych zachwycam się ulotnością, momentem, który jest kompletnie niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Na koniec... Chciałabym, aby ten blog był właśnie o jogowej harmonii i o dzikim intelektualnym szaleństwie, o niezwykłych miejscach i o wielu doznaniach. Jeśli więc masz ochotę łapać ze mną te wszystkie wrażenia, zatrzymywać je przy sobie na dłużej i o nich rozmawiać, to serdecznie zapraszam. O blogu W życiu nie spodziewałam się, że założę bloga z jogą w tytule. Zupełnie znienacka stałam się joginką i tak samo niespodziewanie zaczęłam się nią interesować również poza matą. Pomyślałam sobie, że mogłoby to być takie miejsce, w którym na bieżąco zbierałabym wszystkie moje odkrycia, refleksje i spostrzeżenia na ten temat. Jest wiele blogów profesjonalnych joginów, ciekawe jogowe portale, świetne szkoły i kursy, ale wciąż brakuje mi towarzystwa. Brakuje mi takiego duchowego wsparcia w tych moich jogińskich zmaganiach. Chciałabym, aby ten blog był właśnie dla tych wszystkich mniej i bardziej zaawansowanych joginów, którzy również podejmują wyzwanie i starają się godzić życie rodzinne, zawodowe z tym jogińskim. Biegną z pracy z matą na plecach do tramwaju, autobusu lub własnego samochodu, przemierzają wielkie skrzyżowania, mijają kolejne wieżowce, a w głowie mają kwiat lotosu. W tym pędzie czasem łatwo coś przegapić, dać umknąć czemuś ważnemu. Tego umykania boję się w życiu najbardziej. Umykanie ściśle łączy się z jakąś utratą. Bardzo nie lubię w życiu tracić, pozbywać się, kończyć… Ciężko jest dać ludziom, chwilom i wydarzeniom przemijać. Ciągle się tego uczę. Niemniej ten blog będzie też taką odskocznią, jogową przystanią, jak tylko życie stanie się za szybkie, za napastliwe, za agresywne, to każdy będzie mógł tutaj wskoczyć i zapomnieć się na chwilę. A że obok jogi lubię, kiedy ktoś opowiada historie, to będzie tutaj również miejsce na kulturę. Niewielkie ma to znaczenie, czy opowieści tworzy ekipa filmowa czy teatralna czy też pisarz na łamach powieści. Ważne, żeby było mięsiście, prawdziwie i w dobrym stylu. Sama też dużo opowiadam. Od dobrych 12 lat razem z moim mężem gram w gry fabularne. Wspólnie ze znajomymi przy stole i ciastkach, w jesienne i zimowe wieczory snujemy opowieści dziejące się w różnych epokach historycznych, w różnych konwencjach tworząc dramaty, kryminały czy romanse. Kiedyś ktoś powiedział, że jestem oldschoolowa, więc ten blog pewnie też taki będzie. Trochę analogowy, trochę niedzisiejszy. |