Wielkie odkrycie storytellingu w biznesie Pojęcie “storytellingu” już na dobre zagnieździło się w świecie marketingu i komunikacji. Chcesz zrobić dobrą reklamę produktu? Chcesz stworzyć wystrzałowy wizerunek swojej firmy? Potrzebujesz “story”. Wszyscy, zastępy zespołów i działów kreatywnych, jak jeden mąż, tworzą narracje, historie i opowieści, które najprecyzyjniej trafią w gust klienta. Są już eksperci z tej dziedziny, choćby Paweł Tkaczyk ze swoim blogiem i webinarami na ten temat. Kiedy o tym czytam i doświadczam tego codziennie w pracy, to uśmiecham się do siebie sentymentalnie i czuję jakąś niespotykaną ulgę. Myślę sobie wtedy, że jakkolwiek mówi się o dehumanizacji społeczeństw, degeneracji, która następuje poprzez rozwój technologii, to cały czas po cichu natura ludzka pozostaje niezmienna. Wciąż chodzi nam w zasadzie o to samo, o bycie z innymi ludźmi, o pewne poczucie wspólnoty, które w ostatnich czasach zostało zachwiane przez wiele różnorodnych zjawisk społecznych. Wciąż tkwią w człowieku potrzeby i tęsknoty, które są absolutnie niezmienne i jedną z nich jest właśnie dialog, spotkanie i jakieś takie, zwierzęce bycie w stadzie. Storytelling w wydaniu Slow Life Przyznam się, że nie przepadam za tymi wszystkimi modnymi sloganami, hasłami, takimi jak slow life czy zero waste. Drażnią mnie wszystkie minimalizmy i inne etykietki, ktore nadajemy zjawiskom lub zachowaniom starym jak świat, znanym od pokoleń robiąc z tego coś absolutnie odkrywczego, a przy okazji trochę sztucznego. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że po pierwsze wszystko dzisiaj jest na sprzedaż, i że nie ma lepszego sposobu na biznes niż wykreowanie jakiegoś nowego, modnego stylu życia, za którym będą podążać tłumy. Po drugie - my ludzie - lubimy nazywać, definiować i nadawać miliony znaczeń wszystkiemu, co nas otacza. Gdzieś jeżę się w sobie na to wszystko, a z drugiej strony cieszę się, że to jednak te zjawiska są promowane. Dobrze, że zdrowy styl życia, sport i ekologia są teraz na topie. Jeśli skutkiem ubocznym najnowszych marketingowych trendów i komercjalizacji ma być poprawa jakości życia nas wszystkich, to ja nie mam w takim razie żadnego problemu z tym, żeby storytelling nazwać przejawem kultury w wydaniu slow, czy też przyporządkować go do kultury interaktywnej, która zachęca do współtworzenia, angażowania ludzi dookoła i budowania pewnej społeczności, zupełnie jak w social mediach. Tyle tylko, że tutaj wszystko dzieje się w realu, a nie za ekranem komputera. Rzuć na chwilę social media i chodź opowiadać To w ogóle nie jest takie trudne. Nawet nie masz pojęcia, ile już ruchów opowiadaczy istnieje na świecie. Właściwie spokojnie mógłbyś wsiąść w samolot i odwiedzić takich artystów we Francji, w Stanach, w Skandynawii czy w Anglii. Tego, czego oni niezbyt potrafią, to promować się, więc ciężko o nich tak po prostu usłyszeć. Ty jesteś już w lepszej sytuacji, bo ja ci właśnie o nich mówię. Co więcej, możesz w ogóle nie ruszać się z Polski i dalej uczestniczyć w licznych spektaklach polskich twórców opowiadania historii. Każdy zespół ma swoją stronę lub fanpage, więc możesz ich śledzić, jak ulubione zespoły muzyczne. Ale zanim ruszysz na zwiady proponuję, żebyś najpierw zrozumiał, czym właściwie jest współczesny storytelling i skąd on pochodzi. Najpierw powróćmy skojarzeniami do afrykańskich plemion i ich starców - mędrców, którzy byli żywymi skarbnicami wiedzy. To oni za pomocą swoich opowieści przekazywali z pokolenia na pokolenie wszystkie zgromadzone doświadczenia, całą zebraną mądrość swoich przodków. Do dziś w wielu miejscach na świecie wciąż są plemiona, jak choćby te w Papui - Nowej Gwinei, które zbierają się przy ognisku i spędzają ze sobą czas dzieląc się tym, co przeżyły i ucząc się od siebie nawzajem. A jeśli nie chcemy być aż tak egzotyczni, to wystarczy przenieść się na polską wieś, gdzie jeszcze nie dalej niż 100 lat temu długie, zimowe wieczory bez telewizora i innych mediów społecznościowych były spędzane przy sytych i bujnych opowieściach mieszkańców danej osady. Kiedy mróz na dworze, a wszędzie ciemno, tak że nie ma jak zająć się gospodarstwem, to razem zawsze było raźniej i weselej spędzać czas. Później nastały czasy dużego postępu cywilizacyjnego i wszechogarniającego dobrobytu. Rewolucja seksualna, kapitalizm i wiele niezwykłych wynalazków technologicznych takich jak telewizor, komputer i wiele innych dóbr zdominowały nasz styl życia i wszyscy zdziadzialiśmy, jedni mniej, drudzy bardziej. Ludzie określani jako coach potatoes, otyłość i fast foody sprawiły, że skupiliśmy się na sobie, na pieniądzu, na wygodzie i komforcie, i właśnie wtedy w latach ‘60 i ‘70 przy całym tym naszym zachwycie wszechogarniającym dobrobytem w miasteczku Jonesborough w Stanach Zjednoczonych odbył się pierwszy National Storytelling Festival. Sceną były wozy z sianem, a grono opowiadaczy i widzów liczyło zaledwie sześćdziesiąt osób. Jak za dawnych czasów, pojawiła się przedziwna potrzeba czegoś więcej niż tępego wpatrywania się w ekran telewizora. Ci ludzie spotkali się dokładnie po to, by po prostu pobyć wspólnie ze sobą, posnuć opowieści i ich wysłuchać. Kolejne lata pokazały, że nie był to jednorazowy wyskok. Popularność tej niszowej sztuki rosła. Europa również nie była w tym odosobniona, szczególnie we Francji powstawały liczne ugrupowania i stowarzyszenia wspierające nie tylko opowiadaczy ludowych czy regionalnych, ale również niezależnych twórców, którzy na bazie warsztatu opowiadacza tworzyli własne widowiska i własną sztukę, często z pogranicza teatru, muzyki i tańca. Wcale nie odnosili się do tradycji, czerpali inspirację z otoczenia i z dostępnych dzieł kultury. A co ze współczesnym storytellingiem w Polsce? W Polsce pierwszymi współczesnymi opowiadaczami są Michał Malinowski, grafik komputerowy i nauczyciel języków obcych ze swoim Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści w Konstancinie pod Warszawą oraz grupa Studnia O. licząca siedmiu opowiadaczy ze swoim indywidualnym stylem i wizerunkiem. Każdy z jego członków ma własny krąg zainteresowań i pomysł na to, co opowiadać. Jedni opowiadają historie zaczerpnięte z tradycji litewskich czy też skandynawskich, inni budują swoje światy, używając do tego literatury albo wymyślają własne autorskie historie. Na przykład jedna z członkiń Studni O. - Magdalena Górska przygotowywała spektakle oparte na Klechdach sezamowych i na Klechdach polskich Leśmiana oraz opowiadała “Konrada Wallenroda” Adama Mickiewicza.Są też już młodsze grupy opowiadaczy, zalicza się do nich między innymi Karawana Opowieści. Miałam okazję oglądać ich spektakl poświęcony arabskim opowieściom. Posiadają bardzo dobry warsztat i bardzo zgrabnie wykorzystują podczas swoich widowisk muzykę podbijając jeszcze klimat opowiadanych historii. Jeśli macie dzieci i szukacie dla nich ciekawych i twórczych zajęć, to tym bardziej śledźcie facebooka i bez wahania wybierzcie się na przedstawienia tego typu. A dla tych bardziej ambitnych i długodystansowców polecam Festiwal Opowiadania Historii, który odbywa się jesienią w Warszawie i trwa aż pięć dni. Wiadomo z czasem jak z pieniędzmi nigdy nie jest łatwo, więc polecam szczególnie noc opowiadania historii, która odbywa się zawsze w sobotę i biorąc w niej udział można rzeczywiście doświadczyć, czym w istocie jest ta sztuka. Karawana Opowieści https://www.facebook.com/karawanaopowiesci/ Grupa Studnia O. https://www.facebook.com/GrupaStudniaO/ Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści https://www.facebook.com/Muzeum-Bajek-Ba%C5%9Bni-i-Opowie%C5%9Bci-Storyteller-Museum-128032343954199/
0 Komentarze
Odpowiedz |
Archiwa
Październik 2018
Kategorie |