Po świętach udało mi się dorwać jednego ze Świętych Mikołajów, który w tym roku odwiedzał warszawskie rodziny. Zawód wydawałoby się podobny do domokrążcy, a jednak okazuje się, że wcale nie jest taki jednowymiarowy jakby
się mogło wydawać… Rozmówca wolał pozostać anonimowy, dlatego nie podaje jego imienia i nazwiska, ale niektórzy pewnie sami się domyślą. Na wstępie chciałabym zaproponować, abyśmy mówili sobie na „Ty”. Jakoś tak nie miło jest zwracać się do Świętego Mikołaja „per pan”. Czy możemy się tak umówić? Św. Mikołaj: Nie ma najmniejszego problemu. Rzeczywiście obecność Świętego Mikołaja budzi w nas takie wewnętrzne dziecko. Dorośli mimowolnie się uśmiechają, cieszą się na jego widok i stają się bardzo bezpośredni. Moje pierwsze zlecenie dotyczyło rozdawania ulotek i nagle okazało się, że w stroju Mikołaja nikt nie traktował mnie tak jak tradycyjnego ulotkarza. Nikt mi nie odmawiał, a nawet wielu z przechodniów z przyjemnością się zatrzymywało i z ciekawością zaglądało, co mam im do zaoferowania. Ile rodzin odwiedziłeś w Wigilię? Co czułeś w trakcie tych wizyt? Św. Mikołaj: Spotkałem się z jedenastoma rodzinami. Przede wszystkim nie spodziewałem się, że będą to tak silne emocje. Odwiedziłem kilkanaście bardzo różnych domów. Przekraczając próg każdego z nich już po kilku minutach wyczuwałem, jaka to będzie wizyta, co się w danym domu dzieje i jakie są relacje pomiędzy członkami rodziny. Byłem w domach bardzo religijnych, a także w takich, w których panowały zupełnie inne wartości. Mimo, że byłem zamawiany głównie do dzieci i to dzieciom miałem sprawiać radość, to czasami miałem poczucie, że spełniam również jakąś ważną rolę społeczną. Ci rodzice, dziadkowie potrzebowali mnie równie mocno, jak te dzieci. To znaczy? Św. Mikołaj: Moją pierwsza wigilijna wizyta odbyła się z samego rana, w okolicach godziny 9:00. O dziewczynce, do której się wybierałem dostałem niezwykle długi i pełny raport, napisany z ogromną miłością i z wieloma szczegółami o jej koleżankach, kolegach, o szkole oraz o jej zainteresowaniach. Wczesna pora spotkania wynikała z tego, że rodzice są w trakcie rozwodu i dziewczynka spędza święta w dwóch domach. Wieczór był przeznaczony dla taty, dlatego mama wpadła na pomysł, by Święty Mikołaj zaskoczył je z samego rana w pidżamach u niej w domu. W całą operację zaangażowani byli również dziadkowie, którzy pomogli w przekazaniu prezentów przed domem, tak by dziewczynka naprawdę myślała, że to Mikołaj wręcza jej prezenty. Poświęcenie tych ludzi dla tej małej dziewczynki, uczucia, jakie można było wyczuć w trakcie tego spotkania są nie do opisania. A co było najbardziej odkrywczego i najpiękniejszego podczas tego świątecznego wieczoru? Św. Mikołaj: Po pierwsze ten gest dawania prezentów oraz ten moment, kiedy dzieci z niezwykłym przejęciem rozpakowują je. Ta czysta i szczera radość na ich twarzach daje ogromnego kopa, a nawet więcej, myślę, że jako Święty Mikołaj można doświadczyć pewnego rodzaju katharsis. Odkryłem, że człowiek jednak jest stworzony do tego, żeby nie tylko brać, ale również dawać i chyba czasami łatwo się zapomina, jak wiele satysfakcji i szczęścia można doświadczyć poprzez właśnie ten prosty gest. Po drugie czymś, co było jednocześnie odkrywcze i piękne była ludzka otwartość w stosunku do Świętego Mikołaja. Wielokrotnie miałem poczucie, że wchodzę w jakąś bardzo intymną i osobistą sferę życia tych wszystkich rodzin. Czasem wręcz może nawet czułem się jak spowiednik, jak ktoś kto jakimś dziwnym trafem otrzymał prawo wglądu w te domowe rzeczywistości. Na jednej z przemiłych wizyt, gdzie przy wigilijnym stole zgromadziło się kilkunastu członków rodziny, jedna z nastolatek opowiadała mi o zawodach sportowych, nie do końca udanych i sama przyznała, że Mikołajowi, to należy powiedzieć samą prawdę, więc nie będzie udawać, że zwyciężyli w zasłużony sposób. Jej siostra z kolei z głębi serca opowiadała mi, dlaczego zdecydowała się zostać instruktorką harcerską i widać było, że wszystko, co mówi pochodzi gdzieś z jej czystych, wewnętrznych przekonań, że głęboko wierzy we wszystkie te harcerskie idee i wartości. Oprócz przeżyć emocjonalnych, jakie jeszcze doświadczenia zawodowe wiążą się z tą pracą? Jak sam powiedziałeś, odwiedziłeś 11 rodzin, to bardzo wiele domów, w bardzo wielu miejscach w Warszawie. Jak to wszystko pogodzić? Św. Mikołaj: Rzeczywiście podstawą jest dobre zaplanowanie trasy. Firma, która mnie zatrudniła faktycznie zadbała o to, by każdy z Mikołajów otrzymał dokładny plan działania. Wszystko musi zostać wyliczone, co do minuty. Do każdego z tych domów należy przyjechać punktualnie, znaleźć miejsce parkingowe, znaleźć odpowiednią klatkę, odebrać prezenty, ułożyć je w odpowiedniej kolejności i wejść w rolę. Potem już jako ten Święty Mikołaj przez te 10, 20, 30 minut cały czas odgrywać Świętego Mikołaja, być tym Świętym Mikołajem mimo, że przyczepiany brzuch ciąży i strasznie grzeje. Człowiek poci się niemiłosiernie, a sztuczna broda i peruka sprawiają, że nie można nic u nikogo zjeść. Przez ten krótki czas trzeba działać na najwyższych obrotach i cały czas niczym aktor odgrywać tę postać. Po takiej wizycie to wcale nie koniec. Trzeba pędzić do samochodu, włączyć nawiew, żeby zaparowane szyby odtajały, rozebrać się z brody i całej górnej części kostiumu, ponieważ całościowy strój bardzo ogranicza widoczność. To sprawia, że tego typu praca jest obciążająca nie tylko psychicznie, ale również fizycznie. Potrzebna jest do tego niezwykła uważność i bardzo dobra organizacja. Kto potrzebuje Świętych Mikołajów i jak można takiego Świętego Mikołaja odegrać, żeby klient był zadowolony? Św. Mikołaj: Byłem w rodzinach średniozamożnych i bardzo bogatych. Byłem w domach nowobogackich i w domach starej inteligencji. W każdym z nich musiałem się odnaleźć. Teraz wiem, że taki Mikołaj musi pasować do danej rodziny. Musi szybko dowiedzieć się, czego te rodziny oczekują. Na przykład w jednym z domów, w dzielnicy ambasad jeden chłopiec grał na skrzypcach i nie grał bardzo pięknie, ale cała rodzina oczekiwała, że Święty Mikołaj powie coś o jego występie. Nie mogłem na wyrost pochwalić ani też przecież skrytykować tego dziecka, które właśnie dało z siebie wszystko. Nawet jeżeli to dziecko ma już 10 lat. Szczęściem udało mi się znaleźć rozwiązanie. Powiedziałem, że świetnie prowadzi smyczek. To była zasłużona pochwała i zobaczyłem aprobatę w oczach dziadków i rodziców, ale nie zawsze da się znaleźć takie natychmiastowe rozwiązanie i odnaleźć się w sytuacji. Na jednej z moich późniejszych wizyt dziecko w wyniku szczerości w stosunku do Świętego Mikołaja wyznało, że jedna osoba z rodziny została pobita przez inną, która była mu równie bliska. Takie sytuacje są niezwykle szokujące i trzeba naprawdę bardzo pilnować się, żeby nie wyjść z odgrywanej roli. A co należy zrobić, żeby zamówić Świętego Mikołaja i ile kosztuje jego wynajęcie? Św. Mikołaj: Taka wizyta w mojej firmie kosztuje od 200 do 400 zł w zależności od czasu, który Mikołaj miałby spędzić z daną rodziną, od umiejętności i zapotrzebowania. Później należy przesłać informacje na temat dzieci i prezentów, a na koniec to już Święty Mikołaj – czyli na przykład ja – kontaktuje się z każdą z rodzin i ustala szczegóły wizyty. Czy masz ochotę zostać ponownie Świętym Mikołajem? Św. Mikołaj: Jest to bardzo piękne przeżycie i zdecydowanie podoba mi się ta praca. Oczywiście, jak każdy mam również chęć spędzić przyszły wigilijny wieczór w gronie najbliższych, ale jeśli życie potoczy się w taki sposób, że będę musiał również pomyśleć o bycie finansowym, to na pewno skorzystam z tej formy zarobku. Z przyjemnością ponownie zajrzałbym do tych samych domów, by zobaczyć, co tam słychać i by porozmawiać z zapoznanymi rodzinami jeszcze raz.
0 Komentarze
Odpowiedz |
Archiwa
Wrzesień 2018
Kategorie |