Kiedyś lubiłam stare kościoły. Takie małe, gdzie ołtarz właściwie Cię zagarnia, gdzie wystarczyło usiąść w ławce i już było się na nieboskłonie między świętymi, aniołami i Bogiem. Czasami sobie tak klęczałam w takim pustym kościele
i chłonęłam tę ciszę, która zwiastowała wtedy tak wiele. Był też Ksiądz, który podpatrywał i obserwował, który właściwie nie oceniał. Niestety odszedł, a wraz z nim zniknął również mój kościół. Ołtarz zmaterializował się i całkowicie zszedł na ziemię. Uświadomiłam to sobie wtedy, kiedy paradoksalnie byłam w niebie. Leciałam do Londynu, a w głowie kołatała mi się wypowiedź mojej znajomej z mediów społecznościowych, która przyznała, że wierzy i dlatego łatwiej jej zrozumieć. A ja wierzę i nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego będąc przeciwna zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, jestem automatycznie za aborcją. Jeśli popieram prawo do własnego decydowania o sobie, to znaczy, że uważam, że aborcja jest ok. Nie podoba mi się to, że kiedy rozmawiamy o niuansach, o pewnych konkretnych przypadkach i prawnych kruczkach, to wpadamy w dysputy teologiczno - naukowe, które znowu nijak się mają do aktualnego tematu ani też do moich poglądów. Wyłaniają się wtedy najczęściej męscy religijni obrońcy kobiecej natury. Używają wielkich, naładowanych emocjonalnie słów niczym pięści. Wyzywają od morderców, od katów wszystkich dookoła. A dlaczego? Bo tak. Bo wierzą i absolutnie nie obchodzi ich to, co myślą i czują inni. A Jezus słuchał. Jezus nauczał i niósł zdaje się realną i praktyczną pomoc. Nie zmuszał. Dawał wybór i pozostawiał ludzi z przypowieściami. Sam dawał przykład. Idą święta wielkanocne, to fantastyczny czas by zagłębić się w jego mękę i zastanowić się, czy naprawdę kiedykolwiek kogokolwiek zmuszał do cierpienia. Życie i tak niesie nam wiele bólu, wiele trudności. Nie martwmy się. Każdy Katolik dobrze wie, że nie ma osoby, która by nie niosła swojego życiowego krzyża, skupmy się po prostu na swoim. A jak już chcemy iść o krok dalej, to po prostu pomóżmy jak święta Weronika, i otrzyjmy potrzebującemu twarz, a nie zostawiajmy na pastwę losu, na łasce przepisów i pokręconych ustaw. Tu z pewnością zaraz zostanę pouczona i zostaną wysunięte przeciwko mnie argumenty wyjęte wprost ze Starego Testamentu i z wizją świata stamtąd wyjętą. Dowiem się, jak z tekstu ks. Andrzeja Obuchowskiego, że z Panem Bogiem się nie dyskutuje, bo Pan Bóg wie najlepiej. Kiedy Adam i Ewa dopuścili się grzechu pierworodnego, to zostali wygnani z raju. Nie było tam negocjacji. Otwieramy nowe pole do dyskusji i wysypujemy się z kolejnymi argumentami z obydwu stron. Da się. Teksty biblijne da się interpretować na miliony sposobów i przykładem są spory wewnątrz kościoła. Weźmy choćby rewelacyjnego Ojca Szustaka, który robi kawał dobrej roboty na swoim kanale Langusta na palmie. Odczarowuje pewne kościelne mity i pokazuje kościelne prawdy w zupełnie innym świetle. I co? I to też dla wielu duchownych niewygodne. Wielu wiesza na nim psy i krytykuje, bo robi inaczej, bo ośmiela się badać i interpretować Pismo Święte w naukowy, filologiczny sposób. Bo Dominikanie to w ogóle są za postępowi i za ambitni. Łatwiej tłuc wyświechtanymi frazesami i pustymi hasłami. Lepiej wrzucić wszystkich opowiadających się przeciwko zaostrzeniu ustawy o aborcji do jednego worka i z góry ocenić ich postawę. Przecież Katolik ma do tego prawo. Ma swoją wiarę, która jak barometr pokazuje mu, co jest dobre, a co złe. To daje mu moc nawracania i wskazywania drogi tym błądzącym. I fajnie. Tylko dalej nie rozumiem, dlaczego ma zmuszać do swojej wizji świata? Dlaczego ma ją narzucać? W swoim tekście ks. Obuchowski podsumowuje wszystko pięknym starożytnym cytatem o lekarskim powołaniu: „Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie. W czystości i niewinności zachowam życie swoje i sztukę swoją” i podsumowuje, abyśmy pozwolili lekarzom być wiernymi ich szlachetnej misji. A czy możemy pozwolić, żeby sami uznali, co dla nich jest szlachetne? Wystąpienia lekarzy są podzielone i nie każdy opowiada się za taką wizją ratowania życia. Tylko, żeby to zrozumieć lepiej, trzeba by naprawdę szczegółowo poznać ustawę i paragrafy, tak jak to zrobił Profesor Romuald Dębski. Zastanawiam się też, co by było gdyby nie o religię katolicką chodziło, a na przykład o judaistyczną albo - lepiej - Świadków Jehowych. Czy wtedy Katolicy jako mniejszość daliby sobie wmówić od innych “Janów Kowalskich” i ich duchownych, że ich rzeczywistość to ta prawdziwsza? Na pewno wyznawcy tej wiary mają bardzo mocne argumenty i przytoczyliby wiele biblijnych fragmentów na zasadność wprowadzenia przypuśćmy ustawy antytransfuzyjnej. Czy gdyby w takim państwie powstała ustawa o zakazie transfuzji krwi, czy nie walczyliby o przywrócenie tych praktyk dla swoich najbliższych w przypadku cierpienia i zagrożenia życia? A tak naprawdę wszystko sprowadza się do bardzo dobrego artykułu Ignacego Dudkiewicza, opublikowanego na stronie kwartalnika "Więź", który już w tytule rzuca bardzo trafne sformułowanie, że taka kościelna narracja i poparcie tego typu usprawnień w ustawach to formułowanie zwykłych umów, a nie formowanie sumień. Czy nie łatwo jest wziąć plik kartek, długopis i zamaszystym ruchem go podpisać? Pewnie, że łatwo. Po sprawie. Załatwione. Można ze spokojnym sumieniem iść dalej i głosić Słowo Boże z przeświadczeniem, że wywalczyliśmy tyle dobrego. Teraz będzie można oceniać, karać i osądzać. Będzie można zostać panami losu tych wszystkich kobiet, które raczyły zboczyć z Bożej ścieżki i dopuściły się tak wielkiej zbrodni. I to jest jedna strona medalu. Z drugiej strony mamy te wszystkie narodzone, chore dzieci i ich matki wołające o pomoc, ale to już nieważne, co dalej z nimi będzie. Może nie zauważyłam, może mnie ominęło, ale tutaj jakoś nie słychać kościoła w polityce. Tutaj jakoś nie wykazuje się walecznością. Nikt nie zabiera w tej sprawie głosu. Pomysłów też jakoś brak. Ale przemilczmy to. Jak pisze Dudkiewicz podpisujmy urzędnicze świstki dalej i ratujmy świat na papierze, aż stworzymy papierowy Kościół i papierowe Państwo. A z papierem wiadomo, co można zrobić, jak się zniszczy. Wyrzucić do kosza.
11 Komentarze
31/3/2018 10:43:21 am
Za aborcją nie jestem, ale za wolnym wyborem już tak. Nie możemy zakładać że jak będzie wolny wybór, to każdy z niego będzie korzystał, bo już teraz nie każdy korzysta. Niemniej jednak myślę że natura ludzka jest spokojniejsza kiedy czuje że ma wybór niż kiedy jest jej coś z góry narzucone
Odpowiedz
Paulina
31/3/2018 11:11:49 am
Ciekawy tekst i bardzo trafne spostrzeżenia. Niewielu ludzi patrzy na to tak trzeźwo i wie, że świat nie jest czarno-biały.
Odpowiedz
31/3/2018 05:06:05 pm
Ciekawy tekst i dużo przydatnych linków!
Odpowiedz
1/4/2018 08:30:41 am
Trudny, ale ważny tekst. Bardzo się cieszę, że ludzie podejmują trudne tematy, że się nie boją podpisywać pod tym co mówią. Oby tak dalej :)
Odpowiedz
2/4/2018 08:53:35 pm
Miałam w życiu kilka momentów, gdy siadałam w pustym kościele, szukając ciszy, siebie, odpowiedzi. Dziś, gdy mam taką potrzebę częściej wychodzę do lasu, w góry. To jak kościół aktualnie postępuję w sprawach politycznych, jak polityka miesza się z wiarą odpycha, myślę że nie tylko mnie. Jestem mi przykro pisząc takie słowa. Pozdrawiam i dziękuję za dobry tekst!
Odpowiedz
Też coraz częściej tak robię. Zwłaszcza odkąd mam swoją samotnię za Warszawą. No nic, pozostaje mięć nadzieję, że nie zradykalizujemy się w Polsce do końca. Takich radykalnych decyzji zawsze obawiam się najbardziej., bo z reguły odnoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Bardzo się cieszę, ze tekst trafił do serca :)
Odpowiedz
Odpowiedz |
Archiwa
Wrzesień 2018
Kategorie |