Od początku roku sumiennie robię porządki w książkach. Mam ich naprawdę bardzo dużo i z przerażeniem w oczach stwierdzam, że niestety nie zanosi się na to, żebym miała ich coraz mniej. Staram się czytać e-booki, ale R. jest staromodny. Często kręci nosem na elektroniczne wersje i czyta w gruncie rzeczy tylko to, co na papierze. Mimo to nie poddałam się i jak rasowa Polka spędziłam urlop na porządkach, wynosząc do biblioteki jakieś 6 toreb książek.
Za każdym razem takiej czystce towarzyszą bardzo trudne decyzje i wiele sprzecznych emocji, z którymi trzeba sobie poradzić. Przykładowo jest sobie taka powieść całkiem prosta, ale niezwykle malownicza, z duszą, ale niespecjalnie głęboka, pełna uroku, ale nie na tyle, aby zachwycać złożonością formy i kunsztem języka. Już wiemy, że do niej nie wrócimy. Będziemy ją wspominać z westchnieniem, ale już więcej jej nie otworzymy. Mimo to z bliżej nieznanych nam powodów ręka nam drży, odkładamy ją na półkę i z ulgą udajemy, że na pewno po dłuższym zastanowieniu znalazłby się dostateczny powód, konkretna przyczyna pozostawienia jej ku potomności. Tym razem takim czytadłem okazała się “Tajemnica diabelskiego kręgu” Anny Kańtoch. Główną bohaterką tej książki jest trzynastoletnia Nina, miłośniczka powieści kryminalnych, która mieszka w powojennym Wrocławiu i prowadzi całkiem zwyczajne życie nastolatki. Dziewczynka wraz z grupą innych dzieci z całej Polski dostaje nietypową propozycję wakacji w klasztorze, w małej miejscowości Markoty. Zaproszenie otrzymuje od samego anioła zamieszkującego potajemnie jej kamienicę. Rodzice dumni, że to właśnie ich córkę spotkał taki zaszczyt, organizują jej wyjazd i wysyłają na tę niezwykłą wyprawę. Jednak Nina jest nieco nieufna i od początku zachowuje czujność. Po przyjeździe do klasztoru błyskawicznie zamienia się w małego, dociekliwego Sherlocka Holmesa szpiegującego zarówno kolegów i koleżanki, jak i samą opiekunkę, panią Alicję wraz z rezydującym tam aniołem. W dochodzeniu towarzyszą jej nowopoznani przyjaciele – Tamara i Jacek, którzy z sympatią i rozbawieniem obserwują detektywistyczne poczynania Niny. Letni pobyt w małym miasteczku przepełniony jest niezwykłymi wydarzeniami charakterystycznymi nie tylko dla powieści kryminalnej, ale przede wszystkim dla powieści grozy. Oprócz anielskich postaci i samego, starego klasztoru mroczną i tajemniczą atmosferę całej historii dopełniają nietuzinkowi mieszkańcy miasteczka i krajobrazy wyjęte prosto z poematów Słowackiego, czy mickiewiczowskich ballad bogatych w groźne i drapieżne, słowiańskie potwory, takie jak topielice, czy też piękne w swym okrucieństwie rusałki. Motyw obrazów i malarstwa przewijający się na kartach powieści również łatwo stwarza analogię do dzieł sztuki tamtej epoki, w których cmentarze, stare kościoły, a przede wszystkim mistycyzm, to czołowe tematy ówczesnych artystów. Przyroda ożywa tam na naszych oczach tworząc równoległy, fantastyczny świat bliski każdemu, kto choć raz znalazł się na Mazurach, czy w innym wiejskim, słowiańskim zakątku. W tę stylistykę doskonale wpisują się też postaci dzieci z ogromną wyobraźnią, dla których wszystko przecież jest możliwe. Na uwagę zasługują szczególnie najmłodsi – Małgosia i Tymek. Żadne z dzieci nie wzbudza tak ciepłych i opiekuńczych uczuć, jak ta dwójka ufnych i wrażliwych dzieciaków przeżywających tak intensywnie i tak emocjonalnie wszystkie nadprzyrodzone przygody. Przedstawiona fabuła i poszczególne zwroty akcji powodują, że w wielu momentach możliwe i prawdopodobne są bardzo różne rozwiązania klasztornej zagadki. Możemy domyślać się i zachodzić w głowę, co tak naprawdę dzieje się w tej małej i niepozornej mieścinie i wciąż niekoniecznie wpadniemy na może nieco szablonowe rozwiązanie. Wielkim plusem tej książki jest przedstawienie w taki sposób historii, że do końca nie wiemy, jakie będą dalsze losy bohaterów. Nieustannie pozostajemy ze znakiem zapytania i detektywistyczną metodą Niny odkrywamy kolejne fragmenty całej układanki. Napięcie budowane z niesamowitą precyzją osiąga niemal akademicki perfekcjonizm, w którym spokojnie moglibyśmy nakreślić wstęp, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i zakończenie całej historii. Z każdym kolejnym pojawiającym się wydarzeniem temperatura rośnie powodując delikatną, gęsią skórkę zwłaszcza u młodszych czytelników tej lektury. Powieść zdecydowanie młodzieżowa nie może się zapewne równać z kultowymi historiami Kinga i dla wytrawnego miłośnika tego gatunku będzie jak bułka z masłem, ale też chyba ani przez chwilę Annie Kańtoch nie chodziło o stworzenie horroru czy ciężkiej powieści grozy dla dorosłych, a raczej o przygodową powieść łączącą pokolenia. To udaje się jej na piątkę z plusem. Popatrzyłam na nią ponownie, pogłaskałam jej grzbiet z uśmiechem i odeszłam do innych codziennych obowiązków. A czy Ty też masz takie książki?
0 Komentarze
Odpowiedz |
Archiwa
Październik 2018
Kategorie |